Jenna Evans Welch - "Love & Luck"
Witam wiosennie! W ten piękny, słoneczny dzień, mam dla Was recenzję lekkiej powieści YA, która mnie ostatnio pozytywnie zaskoczyła :).
Od jakiegoś czasu jest w internecie głośno o serii książek YA autorstwa Jenny Evans Welch, sympatycznej autorki z Utah, Stanów Zjednoczonych. Chociaż seria składa się na razie tylko z dwóch części, ma wielu zagorzałych fanów i bardzo dobrze się sprzedaje - co świetnie wróży w kwestii jej kontynuacji ^^.
Witam wiosennie! W ten piękny, słoneczny dzień, mam dla Was recenzję lekkiej powieści YA, która mnie ostatnio pozytywnie zaskoczyła :).
Ba! Już teraz ma status międzynarodowego bestsellera, co po części zawdzięcza prostemu chwytowi marketingowemu. Książki z tej serii są bowiem idealnie dopasowane do swojej docelowej grupy odbiorców i bardzo łatwo rozpoznawalne. Za każdą minimalistyczną, a uroczą okładką z tytułem zaczynającym się od "Love &..." ("Miłość i..."), kryje się jedna słodka historia - osadzona w wybranym, malowniczym, wręcz idealizowanym w Stanach europejskim kraju.
Wiem, wiem. Brzmi to trochę podejrzanie ;). W końcu, w księgarniach nie brakuje przeraźliwie słodkich, przereklamowanych powieści YA. Mimo wszystko, postanowiłam jednak dać Welch szansę.
Zaczęłam chronologicznie, od "Love & Gelato" - historii dziewczyny, która po śmierci mamy przeprowadza się do ojca, do Włoch, a konkretnie Florencji. O tej książce pisałam już TUTAJ, więc nie będę się rozpisywać ;). Króciutko, chociaż styl Autorki był idealnie leciutki i przyjemny w odbiorze, to powieść poległa na wielu innych, ważnych frontach. Wymienić tu mogę: brak wiarygodności fabuły, bardzo powierzchowne podejście do tła (zamerykanizowana wersja Włoch, miejsca jak z pierwszego lepszego przewodnika) i przeciętnie wykreowane postacie.
I na tym skończyłaby się moja przygoda z serią Welch, gdyby nie wyjątkowo kuszące tło kolejnej części. Irlandia. Jak ja bym się chciała wybrać do zielonej Irlandii! No i dałam Welch i drugą szansę. Na szczęście, Autorka naprawdę umie uczyć się na błędach. W porównaniu do pierwszej książki - niebo a ziemia!
Po pierwsze, fabuła "Love & Luck" jest pozbawiona niezwykle irytujących, zupełnie nielogicznych mechanizmów rodem z "Love & Gelato", co pozwala się w pełni w niej zatopić. A jest się czym cieszyć, bo to historia wyjątkowo cieplutka i podnosząca na duchu :).
Nasza główna bohaterka - Addie - po bolesnym i upokarzającym rozstaniu z chłopakiem, wyjeżdża razem z rodzinką do Irlandii na wesele cioci. Po uroczystości - rodzina dzieli się na dwie grupy. Addie i jej brat Ian mają skorzystać z okazji i odwiedzić przyjaciółkę dziewczyny we Włoszech, Florencji, a reszta rodzinki wybiera się na objazdową wycieczkę po wyspie.
Skłócony z siostrą Ian ma jednak inne plany. Wraz z kumplem Rowanem zamierza w tajemnicy wybrać się na szalony, muzyczny festiwal w plenerze - poprzedzony samochodową włóczęgą szlakiem ulubionego zespołu. Pomysł buntowniczego Iana jednak nie do końca wypala, ponieważ zbiegiem okoliczności dołącza do nich "irytująca" siostra ;). Koniec końców, podróż okazuje się dla nich wyjątkowo budującym i kojącym doświadczeniem. Pozwala im uwierzyć w siebie i uratować mocno nadwyrężone relacje.
a to już z mojej kolekcji :). Zawsze lubiłam koniczynki! |
Jak tam tło? A, też subtelne, ale już nie powierzchowne i sztuczne do bólu. Wręcz przeciwnie, Irlandia dodaje całości wiele naturalnego uroku. Co więcej, wrażenie to podkreślają jeszcze humorystyczne fragmenty fikcyjnego przewodnika po wyspie - dla leczących złamane serca. I jak zwykle pomijam takie wstawki - tu wyjątkowo przyznam - były naprawdę miłym i oryginalnym dodatkiem.
Jak postaci? Też o niebo lepiej. Dobrze wykreowane i niesamowicie sympatyczne - zarówno pierwszo- jak i drugoplanowe. I dynamiczne! Mamy tu w końcu nastolatkę, która powolutku odkrywa swoje mocne strony i zaczyna w siebie wierzyć. Mamy jej brata, który decyduje się porzucić łatwiejszą ścieżkę kariery wybraną przez mamę i otoczenie na rzecz tego, co naprawdę będzie go w życiu cieszyć. Mamy głowę rodziny - zapracowaną niemalże-perfekcjonistkę, która w najważniejszym momencie daje swoim dzieciom zarówno wolność, jak i ramy, na których mogą się oprzeć. Ogólnie, mamy rodzinkę, która zacieśnia więzi.
Jeśli dodać do tego jeszcze przyjemny styl Autorki, dobre dialogi i tempo - mamy przepis na sukces. Nie mówię, że to dzieło literatury ambitnej, ani też książka bez wad. Jednak wśród pozycji swojego typu - zdecydowanie się wyróżnia :).
Tak więc, jako wielbicielka klimatycznych, lekkich czytadeł, z całego serca życzę Autorce dalszych postępów w pisaniu. Jeśli utrzyma poziom - chętnie wezmę jej następną książkę na najbliższy urlop ;).
Rzadko sięgam po książki w takich klimatach, więc to raczej nie dla mnie. Chociaż urokliwa Irlandia kusi. :)
OdpowiedzUsuńJak też znajdziesz coś ciekawego z Irlandią w tle, to podrzuć tytuł ;).
UsuńTa Irlandia mnie bardzo mocno kusi. Zapisuję sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńNajlepiej na majówkę, bo to leciutkie takie :). W sam raz na czytanie gdzieś w plenerze!
UsuńPrzecudne te bransoletki :) A książkę czytałam, dobra.
OdpowiedzUsuńKoleżanki ze studiów kiedyś kupiły po jednej dla każdej :). Moją przerobiłam potem na zawieszkę na łańcuszek.
UsuńCos dla fanów gatunku ☺
OdpowiedzUsuńZdecydowanie. Fanom lekkich obyczajówek też powinna się jednak spodobać.
UsuńBrzmi naprawdę ciekawie :)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny tytuł na jeden wieczór. Polecam ;)
UsuńMuszę w końcu przeczytać.. Bo już dosyć długo na mnie czeka ta książka ;) !
OdpowiedzUsuńOj, tam długo ;). Ostatnio dopiero u Ciebie widziałam. Czyli wg mojej miary jeszcze świeżo w kolejce :D.
UsuńCiekawa pozycja ☺
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam przeczytać tej książki ale z chęcią to zrobię :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię takie klimatyczne, lekkie czytadła i choć moja lista jest już mega długa, to jednak wpiszę sobie na nią i ten tytuł ;)
OdpowiedzUsuń