Kody QR w książkach.. Szczerze, jakoś wcześniej się nad tym nie zastanawiałam... Ale fakt, już dawno nie dziwi ludzi widok tych kwadracików na plakatach, czy przypadkowych produktach. W końcu to czysta wygoda! Może rzeczywiście przyszedł już czas na książki?
Weźmy na przykład mój ulubiony magazyn dla fanów kultury włoskiej, "Italia Mi piace". Kilka sekund na zeskanowanie kodu telefonem i już mogę się cieszyć nagraniem wybranego tekstu. Współczesny człowiek jest w wiecznym pędzie. Czy to nie przydatne?
Mało kto zaprzeczy, że to idealny dodatek do materiałów dydaktycznych. Ale tak... w zwykłych powieściach?! Jak? Po co? Ostatnio mogłam się przekonać na własnej skórze. Nieświadomie zamówiłam sobie pierwszą "multimedialną" książkę podróżniczą ^^.
Beata Pawlikowska - "Blondynka na Hawajach" (Edipresse Kolekcje)
Fragment wyjątkowo barwnej i radosnej okładki "Blondynki na Hawajach" Edipresse :).
Kubeczek dostałam ostatnio od przyjaciółki - na dalekie podróże wprost z fotela ;).
Kubeczek dostałam ostatnio od przyjaciółki - na dalekie podróże wprost z fotela ;).
"Blondynka na Hawajach" to najnowsze dzieło Beaty Pawlikowskiej. Książka podróżniczo-lifestyle'owa, multimedialna - wzbogacona za pomocą kodów QR o tematycznie dobrane filmiki na Youtube.
Na zakup skusiłam się z nostalgii. Jako mały molik książkowy byłam duuużą fanką Beaty Pawlikowskiej. Nie tyle samych jej książek, co stylu podróżniczki - która o swoich przygodach opowiadała lekko, radośnie i prowadziła cudną, interaktywną stronkę ;).
To był mój pierwszy kontakt z literaturą podróżniczą. Nie zauważałam uproszczeń, płytkości opisów, czy innych możliwych niedociągnięć. Czysta radość z lektury. Do dziś wspominam te czasy bardzo ciepło.
Poza tym, jeszcze nigdy nie czytałam książki podróżniczej konkretnie o Hawajach. Czemu by nie spróbować najpierw czegoś lekkiego? Ale właśnie... Podróżniczej?
Przecież w ostatnich latach Pawlikowska wyraźnie grawitowała w stronę duchowości, medytacji... Jakim cudem o tym zapomniałam? To zmienia postać rzeczy!
Tak więc, jak podobały mi się fragmenty i filmiki o naturze, zwyczajach, historii (tu zwłaszcza okruszki z dzienników dawnych podróżników), czy hawajskiej mitologii, to przeszkadzały mi ciągłe wtrącenia życiowych mądrości.
Chociaż poglądy Autorki były całkiem sensowne i pozytywne, to raz, wybijały mnie z rytmu, i dwa - irytowała mnie przesadna, raczej naiwna idealizacja stylu życia rdzennych mieszkańców w połączeniu z antykonsumpcjonizmem.
Tak, kolonizacja niosła za sobą mnóstwo cierpienia. Tak, można się zafascynować danym światopoglądem. Ale tu, no to już prawie, że mamy motyw szlachetnego dzikusa z siedemnastego wieku! A z perspektywy czasu wiemy przecież, jak bardzo był szkodliwy dla zrozumienia innych kultur. Ale nic to! Ta zepsuta cywilizacja! Zło totalne! Bez niej byłoby idealnie, tylko pokój na świecie, połączenie z naturą i powszechne szczęście.
Dalej, zachęcająco opisane kody QR co rusz kusiły mnie, żeby uruchomić kolejny filmik na komórce. Wszystkie materiały były prosto, profesjonalnie nagrane, ale w połączeniu z nie do końca spójną kompozycją tekstu ogólnie ciężko było mi się zatopić w lekturze.
Ilustracja wykonana za pomocą Canva
Podsumowując WRAŻENIA OD STRONY "MULTIMEDIALNEJ", znajduję sporo wspólnych przemyśleń z Konradem z Antyweb.pl.
Kody QR są niesamowicie przydatne. W książkach też dają dodatkowe pole do popisu. Już nawet nie wspominając o podręcznikach, książki podróżnicze, popularnonaukowe, czy choćby kucharskie łatwo jest wzbogacić o bonusowe materiały. Dzięki nim czytanie zyskuje nowy wymiar.
Jednak wdrożenie nowej technologii w praktyce niesie za sobą pewne wyzwania. Tu nie można działać "kopiuj-wklej".
Po pierwsze, materiały muszą być na poziomie i nie utrudniać immersji. To już nie są tradycyjne zdjęcia, na które można rzucić okiem i błyskawicznie wrócić do lektury. Nawet 5-10 minutowy filmik potrafi nieźle rozproszyć uwagę czytelnika, czy po prostu zmienić nastrój.
W "Blondynce" kody zostały tematycznie przyporządkowane do rozdziałów. Doceniam trud wydawcy, ale według mnie nie bylo to wystarczające. Lepszym rozwiązaniem byłoby zebranie ich w paru miejscach (w trzech, czterech sekcjach). Kody można by nałożyć na mapki obrazujące trasę przebytą przez Autorkę.
Po drugie, należy zadbać o aktualność, czy jak to ujął Konrad - ponadczasowość lektury.
Fakt, jest wiele innych przyczyn, dla których książki tracą datę ważności. Miałam np. kiedyś poradnik o modzie z świetnym tekstem i mnóstwem zdjęć z już wręcz komicznymi, staromodnymi kreacjami. Też inny, który chwalił emaile jako szczyt osiągnięć komputerowych. Czasami uznaje się takie pozycje za "migawki dawnych czasów", ale nie zawsze się to sprawdza.
Przy kodach QR pojawia się podobny problem jak przy postach z linkami. Czy jest coś bardziej irytującego niż zepsute odesłania w interesującym nas tekście?
Materiały dodatkowe często "wiszą" na stronach niezależnych od wydawnictw, jak filmiki na Youtube. Jak długo będą tam utrzymywane? W tym kontekście, muszę pochwalić wydawcę "Blondynki" za zamieszczenie w książce zdjęć odpowiadających filmikom, co w przyszłości może złagodzić efekt dezaktualizacji.
Podsumowując, czy chciałabym częściej widzieć kody QR w książkach? Tak, o ile ma to rzeczywiste uzasadnienie. Zdecydowanie ułatwiłyby mi życie w przypadku pozycji o muzyce, jako odniesienia do poszczególnych utworów ;). Świetne byłyby też w książkach kucharskich.
A co Wy myślicie o kodach QR w książkach?
Znacie jakieś książki multimedialne?
Bardzo podoba mi się takie coś i nie wiedziałam nawet, że istnieje
OdpowiedzUsuńJa w książce akurat się pierwszy raz z tym spotkałam :).
UsuńJeszcze się nie spotkałam z książką, w której byłyby dodatki w postaci kodów QR odsyłających gdzieś tam w sieć ;). Ale faktycznie może to być ciekawy dodatek, trzeba tylko wiedzieć jak dobrze go użyć.
OdpowiedzUsuńZa to książek pani Pawlikowskiej nie lubię ;). Przeczytałam chyba ze dwie, ale to była raczej męczarnia, niż miła lektura, jakoś mnie nie porwał styl tej autorki.
Jej książki mają według mnie bardzo nierówny poziom. Też bardziej dla początkujących czytelników, bo mniej niedociągnięć zauważają ;). Najbardziej podobała mi się jej "Blondynka na Kubie". Niektórych tytułów nie próbuję, bo już po recenzjach widzę, że mi nie przypadną do gustu.
UsuńW książkach Artura Urbanowicza można spotkać takie kody. Niestety, książki tej pani do mnie nie przemawiają. 😊
OdpowiedzUsuńto prawda,takie kody są bardzo przydatne i również się zgadzam, trzeba zadbać o ponadczasowość, inaczej książki pójdą w końcu w zapomnienie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ;)
Pierwszy raz słyszę o czymś takim w książkach ☺
OdpowiedzUsuńKsiążka fajna ale nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńZnam kilka takich książek ❤
OdpowiedzUsuńSpotkałam się w kilku pozycjach z kodami QR, ale były to na ogół łamigłówki :)
OdpowiedzUsuńSporo książek przeczytałam ale z czym takim się nie spotkałam :) fajnie że są takie informacje :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z nowej nazwy strony :) wcześniej y i nasze podróże" a teraz "Norwegia i reszta świata"
Uwielbiam czytać blondynkę :)) często marze aby zwiedzić takie miejsca na ona, ale to marzenia do końca życia :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o takich książkach z kodami, ale nie miałam styczności z nimi.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać i oglądać podróże Pani Beaty :)) Świetna przygoda w jej wykonaniu
OdpowiedzUsuńMam kilka książek Pawlikowskiej, niestety tej nie kojarzę. Wygląda ciekawie
OdpowiedzUsuń