Szukaj na tym blogu

Obserwatorzy - bądź na bieżąco :)

4.28.2018

"Korpożycie świnki morskiej" Paulien Cornelisse

Miała być dalsza część mini-maratonu o Chinach, ale mnie życie dopadło i potrzebowałam czegoś na rozweselenie :). W związku z tym, zapraszam jednak na recenzję książki Paulien Cornelisse pt. "Korpożycie świnki morskiej", wydawnictwa Muza.
fragment przeuroczej okładki "Korpożycia świnki morskiej" wydawnictwa Muza. Czy Wam też podoba się ta czcionka i malinowa kolorystyka? :)
"Korpożycie świnki morskiej" to jedna z licznych premier tego marca. Przyznam, że akurat ta nowość po prostu mnie zawiodła. Zgodnie z zapowiedziami i przedpremierowymi recenzjami, oczekiwałam oryginalności i dużej dawki śmiechu z tytułowego korpożycia. Może porywającej biurowej intrygi. A co dostałam? Lekką, przyjemną, ale ogólnie raczej standardową / schematyczną (korpo)historyjkę w stylu Bridget Jones, czy może i Seksu w Wielkim Mieście. Przyjemnie się to to czytało i tyle.

Ale po kolei. Oryginalność książki miała wynikać z użycia różnych, posiadających ludzkie cechy zwierząt w roli pracowników typowej korporacji. I to się częściowo ziściło. W końcu, główną bohaterką jest Cavia - sympatyczna, puszysta świnka morska pracująca w Dziale Komunikacji. O, tak ją mniej więcej widzę:

ilustracja wykonana w Canva
A więc mamy świnkę morską. Nasza świnka jest w miarę zadowolona z życia. Praca jak praca - stara się znaleźć w niej coś, co lubi, choćby przybory biurowe, czy poranną kawę z milszą częścią ekipy. W życiu prywatnym raczej średnio - akurat ostatnio porzucił ją chłopak i na dodatek od razu bierze ślub z jakąś szczupłą i młodszą. Na szczęście, na jej drodze pojawia się wkrótce nowy obiekt westchnień - już milszy i bardziej do niej podobny - też świnkowy i lubiący podjadać. Czyli oprócz faktu bycia świnką a nie człowiekiem - standard.

Kluczowa sprawa - skąd my czytelnicy w ogóle wiemy, że nasza bohaterka jest świnką morską a nie po prostu grubszą, samotną kobietą po trzydziestce? Głównie z okładki, z imienia, z bezpośrednich przypomnień od Autorki, a także wielu, wielu komentarzy o stanie jej futra. Czy jest to wystarczające? Nawet jeśli uznamy, że tak, a całą tę antropomorfizację za uzasadnioną - to pomysł sypie się przy innych zwierzo-postaciach. Szczerze, miały tak mało charakterystycznych, zwierzęcych cech, że się zupełnie pogubiłam i nie miałam pojęcia JAKIMI zwierzakami miały być. Ba! W tekście są nawet takie momenty, że albo Autorka, albo tłumacz sami się zakręcili - i mówi się już o innych LUDZIACH. No, powiedzcie - czy to nie wygląda po prostu na chwyt marketingowy?

Dalej, książka miała być satyryczna i przez to - wyjątkowo zabawna. Satyryczna była, owszem, choć czasem w raczej naciągany sposób. Do tego momentami niewybredny - i tak, chodzi mi tutaj o wyjątkowo przekoloryzowanego recepcjonistę - geja uwielbiającego opowiadać o swoich podbojach. Humorystyczna? Hmm... Powiedzmy. (Jak sugeruje Ola Wis, może to też kwestia różnic pomiędzy polskim a holenderskim poczuciem humoru)


Co do intrygi - to czekałam i czekałam, ale nic takiego się nie pojawiło. Zwykła korporacyjna codzienność w lekko krzywym zwierciadle z kapeczką raczej bezbarwnego romansu. Nawet nie zdradzę Wam, jakie wydarzenie stanowi kulminację tej powieści, bo nawet bez spoilerów jest mało ekscytujące.


Podsumowując, zignorujcie tą całą gadkę o uroczych świnkach. To standardowa sa
tyryczna historia o już nie najmłodszej i nie najładniejszej pracownicy korporacji, która pasywnie szuka miłości i jakiegoś lepszego niż obecny sposobu na życie. Z powiedzmy - happy endem. Do tego humor rodem z amerykańskiej komedii. Jeśli to Wasz typ książki - to owszem, polecam, bo lekkie i przyjemne. Jak dla mnie, to bardziej się to to nadaje do podkręcenia i nakręcenia takiego korpo-Zwierzogrodu.

11 komentarzy:

  1. A tak zachęcająco się zapowiadało z tą okładką, tytułem i opisem o świnkach morskich.
    Ale zwykła opowiastka o kobiecie z korporacji to jednak nie dla mnie. Już wiele takich książek czytałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie się na te trzy rzeczy dałam złapać :D. No, ale nic. Książka powędrowała do znajomej wielbicielki świnek morskich. Może jej bardziej do gustu przypadnie.

      Usuń
    2. a ja chętnie bym czytnęła:D w korpo pracowałam kilka lat

      Usuń
    3. To może dla ciebie bardziej zabawne będzie :)

      Usuń
  2. Po tytule spodziewałam się czegoś dużo lepszego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Bo obiektywnie rzecz biorąc to ok książka, ale zapowiadało się na coś z fajerwerkami... A tu brak tego efektu wow po prostu.

      Usuń
  3. Świnki morsie są urocze ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli oprócz ślicznej okładki (i tak, też podobają mi się kolor i czcionka) nic specjalnego w książce nie ma? Szkoda, bo mogło rzeczywiście być ciekawie. Z tą antropomorfizacją to chyba rzeczywiście chwyt marketingowy, być może wydawnictwo zorientowało się, że jako historia o ludziach jest ona zbyt typowa i schematyczna i przez to się nie sprzeda, więc zasugerowało autorce, że może wszystko pozmieniać na świnki i voila, już mamy coś ciekawego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja siostra miała świnkę - ale pozbyła się jej zostawiając ją u rodziców - okazało się że rodzice ją pokochali a tata był jej wielkim fanem!

    OdpowiedzUsuń

Pisząc komentarz, akceptujesz, że jeśli spełni moje zasady, pojawi się tam, gdzie go zostawiłeś/aś. Posty czasami aktualizuję. Zawsze możecie go usunąć. Jeśli chcecie go usunąć, a jeszcze jest u mnie w moderacji - napiszcie najlepiej w następnym komentarzu i oba usunę.

Goodreads - ostatnio przeczytane

The Simple Wild
Can't Wait to Get to Heaven
The Accidentals
Suddenly Royal
The Library of Lost and Found
Zakochani w świecie. Malezja
Czytelniczka znakomita
Listen to Your Heart
Better off Friends
Atlas szczęścia
Love & Luck
Drzewo życzeń
Za rękę z Koreańczykiem
Rekin z parku Yoyogi
Love & Gelato
Love Factually: 10 Proven Steps from I Wish to I Do
The Oracle Year
American Panda
Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin
Boże Narodzenie w Lost River


Strona po stronie's favorite books »

Archiwum

Popularne posty