Po raz pierwszy na moim blogu - bitwa o motyw! Filmowe biografie pisarek z końca dziewiętnastego wieku:
♥ "Małe kobietki" (2019) reż. i scenariusz: Greta Gerwig, w głównych rolach: Saoirse Ronan, Florence Pugh, Timothée Chalamet -> zwiastun
♥ "Miss Potter" (2006) reż. Chris Noonan, scenariusz: Richard Maltby Jr., w głównych rolach: Renée Zellweger i Ewan McGregor -> zwiastun
Pod koniec stycznia, na ekranach polskich kin pojawiły się "Małe kobietki" w reżyserii Grety Gerwig. Przyznam, nie miałam wcześniej styczności z twórczością tej amerykańskiej reżyserki. Czytałam jedynie o jej upodobaniu do czerpania inspiracji z własnej osobowości i przeżyć. Też o preferowanym sposobie ujęcia rzeczywistości - pełnym ciepła dla wspomnień i neutralnym realizmem teraźniejszości.
Jednak przy wyborze w kinie zwykle nie kieruję się reżyserami. "Małe kobietki" to film na motywach jednej z moich ulubionych powieści z dzieciństwa - i to skutecznie skłoniło mnie do kupienia biletu :).
Pomimo ogromnego sentymentu, jaki mam do tej książki - szczerze mówiąc, niewiele już z niej pamiętałam. Ot, parę konkretnych scen i to, że była to pełna ciepła, ale też i silnie moralistyczna, starsza, amerykańska opowieść o dość ubogiej rodzinie pełnej charakternych dziewcząt.
Pomimo ogromnego sentymentu, jaki mam do tej książki - szczerze mówiąc, niewiele już z niej pamiętałam. Ot, parę konkretnych scen i to, że była to pełna ciepła, ale też i silnie moralistyczna, starsza, amerykańska opowieść o dość ubogiej rodzinie pełnej charakternych dziewcząt.
Czytając ją przed laty, nie miałam pojęcia, że jest luźno oparta na życiu i rodzinie dziewiętnastowiecznej Autorki - Louisy May Alcott, a nawet osadzona w jej rodzinnym mieście!
W przeciwieństwie do mnie, Greta Gerwig była tego w pełni świadoma. Ba! Postanowiła to jeszcze podkreślić - m.in. przez wybór głównej bohaterki - Jo (przyszła autorka książki), nacisk na wątki feministyczne, wybór miejsca nagrań (Concord, w Massachusetts, czyli tam, gdzie akcja powieści i gdzie mieszkała Alcott) oraz dodatkowe inspiracje biograficzne.
W przeciwieństwie do mnie, Greta Gerwig była tego w pełni świadoma. Ba! Postanowiła to jeszcze podkreślić - m.in. przez wybór głównej bohaterki - Jo (przyszła autorka książki), nacisk na wątki feministyczne, wybór miejsca nagrań (Concord, w Massachusetts, czyli tam, gdzie akcja powieści i gdzie mieszkała Alcott) oraz dodatkowe inspiracje biograficzne.
fragment plakatu - przykład zimniejszej kolorystyki
płytka z kolekcji filmowej jednej z gazet. Że też się czasami takie perełki za półdarmo trafią ;). Kolorystyka leciutka, ale żywa - ładnie podkreślająca realistyczno-magiczny charakter filmu.
Tegoroczne "Małe kobietki" są więc filmem opartym zarówno na motywach klasycznej książki dla dzieci, jak i na życiu jej Autorki.
FILM / KSIĄŻKA / BIOGRAFIA ALCOTT
Zarówno film, jak i książka pięknie odzwierciedlają silną więź pomiędzy siostrami Alcott - czyli tutaj: Jo - chłopczycą i początkującą pisarką, Meg - piękną i dojrzałą emocjonalnie, Beth - wrażliwą i nękaną chorobą oraz rozkapryszoną romantyczką Amy.
Pojawia się również Laurie - dla którego postaci modelem był Polak, obiekt lekkiego zauroczenia Louisy ;). W amancie Jo można zaś odnaleźć okruszyny Henry'ego Davida Thoreau, naturalisty, którego lekcje zainspirowały ją do zostania pisarką.
Z ROZBIEŻNOŚCI - zarówno postaci jak i związek rodziców sióstr został w książce i w filmie przepuszczony przez filtr upiększający.
Ojciec sióstr jest w nich poczciwcem a'la Arthur Weasley, a postać mamy - Marmee (Laura Dern) - jest po prostu wspaniała. To pozytywnie nastawiona do ludzi, silna kobieta, która pracuje nad swoimi wadami, a dzieci uczy ciepła i feministycznego podejścia do życia. Wspiera je, pozwala im na wybór własnej ścieżki.
Patrząc na życie Louisy, feministyczne nastawienie jej matki mogło jednak wynikać z poczucia niedocenienia przez męża, poczucia niesprawiedliwości. Ojciec Autorki był bowiem człowiekiem chłodnym, dość niestabilnym emocjonalnie, który nie radził sobie dobrze z utrzymaniem rodziny. Do wychowania dziewcząt podchodził surowo i wcale nie pochwalał ich "nowoczesnego" podejścia do roli kobiet.
O ile rozumiem podobne upiększenie w książce (dzieciństwo widziane przez różowe okulary?), to w przypadku filmu trąci to "wygładzeniem" fabuły w kierunku typowo amerykańskiej słodyczy.
Można tu też dodać, że Louisa wcale nie odnalazła swojej drugiej połówki - w przeciwieństwie do Jo, czego Greta była ewidentnie świadoma. Przyznam jednak szczerze, że uwielbiam szczęśliwe zakończenia ;).
RETROSPEKCJA, PRZEJŚCIA POMIĘDZY SCENAMI
Kończąc już kwestie fabuły, chociaż cały film był oparty na retrospekcji, czego zwykle nie lubię, tutaj akurat nie można się było "zgubić". Reżyserka wprowadziła bardzo przejrzysty podział zdjęć na dzieciństwo - barwy ciepłe oraz dorosłość - w zimnej kolorystyce, a także sprytnie sparowała sceny.
Dobrze wyszły jej również ujęcia ruchu i subtelne przejścia między scenami. Ujęło mnie jej skupienie na postaciach - m.in. przez częste zbliżenia na gesty.
OBSADA FILMU
Obsada filmu również była przyzwoita. Do końca nie przekonała mnie jedynie Meg w wykonaniu Emmy Watson - choć ogólnie uważam ją za przesympatyczną aktorkę. Dla odmiany, w głowie utkwiła mi właśnie kwestia jej postaci (która wybrała miłość nad własne aspiracje i nad finansową stabilność) - to, że ktoś ma inne marzenia nie znaczy, że są mniej ważne :).
Ze wszystkich aktorek, najbardziej przypadła mi do gustu Florence Pugh! Może i jej postać - Amy - nie była najmilsza, ale za to w wykonaniu Florence - o wiele bardziej przekonująca od innych :).
KOSTIUMY
FILM / KSIĄŻKA / BIOGRAFIA ALCOTT
Zarówno film, jak i książka pięknie odzwierciedlają silną więź pomiędzy siostrami Alcott - czyli tutaj: Jo - chłopczycą i początkującą pisarką, Meg - piękną i dojrzałą emocjonalnie, Beth - wrażliwą i nękaną chorobą oraz rozkapryszoną romantyczką Amy.
Pojawia się również Laurie - dla którego postaci modelem był Polak, obiekt lekkiego zauroczenia Louisy ;). W amancie Jo można zaś odnaleźć okruszyny Henry'ego Davida Thoreau, naturalisty, którego lekcje zainspirowały ją do zostania pisarką.
Z ROZBIEŻNOŚCI - zarówno postaci jak i związek rodziców sióstr został w książce i w filmie przepuszczony przez filtr upiększający.
Ojciec sióstr jest w nich poczciwcem a'la Arthur Weasley, a postać mamy - Marmee (Laura Dern) - jest po prostu wspaniała. To pozytywnie nastawiona do ludzi, silna kobieta, która pracuje nad swoimi wadami, a dzieci uczy ciepła i feministycznego podejścia do życia. Wspiera je, pozwala im na wybór własnej ścieżki.
Patrząc na życie Louisy, feministyczne nastawienie jej matki mogło jednak wynikać z poczucia niedocenienia przez męża, poczucia niesprawiedliwości. Ojciec Autorki był bowiem człowiekiem chłodnym, dość niestabilnym emocjonalnie, który nie radził sobie dobrze z utrzymaniem rodziny. Do wychowania dziewcząt podchodził surowo i wcale nie pochwalał ich "nowoczesnego" podejścia do roli kobiet.
O ile rozumiem podobne upiększenie w książce (dzieciństwo widziane przez różowe okulary?), to w przypadku filmu trąci to "wygładzeniem" fabuły w kierunku typowo amerykańskiej słodyczy.
Można tu też dodać, że Louisa wcale nie odnalazła swojej drugiej połówki - w przeciwieństwie do Jo, czego Greta była ewidentnie świadoma. Przyznam jednak szczerze, że uwielbiam szczęśliwe zakończenia ;).
RETROSPEKCJA, PRZEJŚCIA POMIĘDZY SCENAMI
Kończąc już kwestie fabuły, chociaż cały film był oparty na retrospekcji, czego zwykle nie lubię, tutaj akurat nie można się było "zgubić". Reżyserka wprowadziła bardzo przejrzysty podział zdjęć na dzieciństwo - barwy ciepłe oraz dorosłość - w zimnej kolorystyce, a także sprytnie sparowała sceny.
Dobrze wyszły jej również ujęcia ruchu i subtelne przejścia między scenami. Ujęło mnie jej skupienie na postaciach - m.in. przez częste zbliżenia na gesty.
OBSADA FILMU
Obsada filmu również była przyzwoita. Do końca nie przekonała mnie jedynie Meg w wykonaniu Emmy Watson - choć ogólnie uważam ją za przesympatyczną aktorkę. Dla odmiany, w głowie utkwiła mi właśnie kwestia jej postaci (która wybrała miłość nad własne aspiracje i nad finansową stabilność) - to, że ktoś ma inne marzenia nie znaczy, że są mniej ważne :).
Ze wszystkich aktorek, najbardziej przypadła mi do gustu Florence Pugh! Może i jej postać - Amy - nie była najmilsza, ale za to w wykonaniu Florence - o wiele bardziej przekonująca od innych :).
KOSTIUMY
Warto jeszcze zwrócić uwagę na kostiumy, za które w końcu film otrzymał Oscara. Wyglądały świetnie, a aktorzy ewidentnie dobrze się w nich czuli - co zauważył również Zwierz :). Pomogły w oddaniu ducha tamtych czasów. Podobno była w nich jeszcze ukryta symbolika - ale to już pominę, bo było to niesamowicie trudne do zauważenia na żywo.
Podsumowując, film był całkiem niezły, bardzo spokojny i miło spędziłam z nim wieczór.
Dlaczego porównuję go z "Miss Potter" z 2006 roku?
Ponieważ jest biografią innej popularnej dziewiętnastowiecznej Autorki - Beatrix Potter (od tych uroczych, pełnych zwierzątek książek dla dzieci), również o subtelnie feministycznym przesłaniu.
Ponieważ jest biografią innej popularnej dziewiętnastowiecznej Autorki - Beatrix Potter (od tych uroczych, pełnych zwierzątek książek dla dzieci), również o subtelnie feministycznym przesłaniu.
płytka z kolekcji filmowej jednej z gazet. Że też się czasami takie perełki za półdarmo trafią ;). Kolorystyka leciutka, ale żywa - ładnie podkreślająca realistyczno-magiczny charakter filmu.
Co więcej, to prawdziwa perełka, jeden z moich ulubionych okołoksiążkowych filmów. Jak mogłabym się do niego nie odnieść?
Zaczynając od fabuły - w przeciwieństwie do Alcott, Beatrix Potter urodziła się w bardzo bogatej rodzinie. W dzieciństwie raczej nie miała przyjaciół, jedynie zwierzątka - które też uwielbiała rysować. Już wtedy musiała mieć bardzo rozwiniętą wyobraźnię :).
Około trzydziestki ku niedowierzaniu rodziny wydała swoją pierwszą książkę. Mimo sprzeciwu rodziców, w tym dominującej matki - zaręczyła się też z wydawcą z niższej warstwy społecznej. Podobnie jak Meg z "Małych kobietek" wybrała nie finansową stabilność, co wtedy było normą, a prawdziwą miłość. Mężczyzna niestety umarł przed ślubem...
(Stara) panna Potter - prawdziwa feministka tamtych czasów - usamodzielniła się dzięki dochodom ze swoich książek i żeby żyć bliżej natury - kupiła piękną farmę. Około czterdziestki poślubiła zwykłego prawnika. Nigdy nie miała dzieci. Napisała za to aż 23 książki. Była jedną z pierwszych kobiet sukcesu w Anglii.
Zaczynając od fabuły - w przeciwieństwie do Alcott, Beatrix Potter urodziła się w bardzo bogatej rodzinie. W dzieciństwie raczej nie miała przyjaciół, jedynie zwierzątka - które też uwielbiała rysować. Już wtedy musiała mieć bardzo rozwiniętą wyobraźnię :).
Około trzydziestki ku niedowierzaniu rodziny wydała swoją pierwszą książkę. Mimo sprzeciwu rodziców, w tym dominującej matki - zaręczyła się też z wydawcą z niższej warstwy społecznej. Podobnie jak Meg z "Małych kobietek" wybrała nie finansową stabilność, co wtedy było normą, a prawdziwą miłość. Mężczyzna niestety umarł przed ślubem...
(Stara) panna Potter - prawdziwa feministka tamtych czasów - usamodzielniła się dzięki dochodom ze swoich książek i żeby żyć bliżej natury - kupiła piękną farmę. Około czterdziestki poślubiła zwykłego prawnika. Nigdy nie miała dzieci. Napisała za to aż 23 książki. Była jedną z pierwszych kobiet sukcesu w Anglii.
Jej filmowa biografia została utrzymana w konwencji realizmu magicznego. Reżyser i cała obsada filmu wiernie odzwierciedlili różne wątki z jej życia - nadając im jednak niesamowitą lekkość i urok przez figlarny dodatek ożywionych zwierzątek z jej książek i rysunków. Tak, tak właśnie wyobrażam sobie świat widziany oczami tej Autorki!
Chociaż wcześniej nie lubiłam filmów z Renée Zellweger, to tutaj nabrałam do niej szacunku. Nie wiedziałam, że umie grać w tak uroczy i naturalny sposób!
Chociaż wcześniej nie lubiłam filmów z Renée Zellweger, to tutaj nabrałam do niej szacunku. Nie wiedziałam, że umie grać w tak uroczy i naturalny sposób!
Jeśli dodać do tego jeszcze piękne ujęcia natury, wręcz zapierające dech krajobrazy - ten film pozostaje dla mnie niezwyciężony ;).
Informacje nt. życia Autorek oraz Grety Gerwig oparte na angielskojęzycznej Wikipedii :).
Oglądaliście oba filmy? Który się Wam bardziej spodobał?
Mnie chyba jednak bardziej urzekły "Małe kobietki" chociaż uwielbiam, wprost ubóstwiam Beatrix Potter. ♥
OdpowiedzUsuńCo Ci się najbardziej w "Małych kobietkach" spodobało?
UsuńMale kobietki chciałabym obejrzeć :)
OdpowiedzUsuńBardzo sympatyczny film, polecam :).
UsuńPlanuję przeczytać i obejrzeć Małe kobietki. 😊
OdpowiedzUsuńTo czekam na podwójną recenzję :D.
UsuńNie oglądałam ani jednego, ani drugiego filmu, ale "Małe kobietki" cały czas mam w planach, mam nadzieję, że uda mi się obejrzeć je zanim znikną z kin ;).
OdpowiedzUsuńA "Miss Potter" to co? :D Spróbuj, uroczy film ;).
UsuńNie oglądałam żadnego z filmów, więc czułam sie trochę jakbym czytała tekst po chińsku :D Ale lubię Cię czytać, więc ani trochę mi to nie przeszkadzało xD Gorąco Cię pozdrawiam w ten chłodny poniedziałek!
OdpowiedzUsuńA ja pozdrawiam w wyjątkowo ciepły poniedziałek :D, bo u nas akurat dzisiaj całkiem wiosna ;).
UsuńMałe kobietki z chęcią obejrzę :-)
OdpowiedzUsuńChcę obejrzeć i jeden, i drugi ☺
OdpowiedzUsuńChętnie obejrzę "Małe Kobietki" :)
OdpowiedzUsuńnie widziałam ani Miss Potter ani Małych Kobietek więc nie umiem się wypowiedzieć w tym temacie ;) jednak Małe Kobietki chciałabym obejrzeć
OdpowiedzUsuń