Tak, dobrze widzicie. Podwójnie świąteczna recenzja w listopadzie ^^. Czy jednak nie należy nam się już odrobina grudniowej magii? Dla odmiany, relaksu po prostu - coś pogodnego, a nie jakieś same postapo - w tym roku ciut za realistyczne?
Z serii książka vs film:
ilustracja wykonana w Canva. Ciasteczko - skojarzenie z bohaterką książki :).
Czytaliście kiedyś "Księgę wyzwań Dasha i Lily"? Takie słodkie, świąteczne YA, całkiem popularne z pięć lat temu? Albo już w nowym wydaniu - jako "Dash i Lily"?
Mi do niedawna kojarzył się już tylko sam szkielet tej powieści. Dwójka samotnych, nowojorskich nastolatków, którzy odnajdują się w wielkim mieście poprzez notes z wyzwaniami. Ot, specjalnie zostawiony w ulubionej księgarni ;). W paru słowach? Niezła, okołogrudniowa lekturka, ale w sumie nic nadzwyczajnego.
Czemu więc do niej wracam? Bo właśnie wczoraj była premiera jej ekranizacji. Tak, Netflix przerobił ją na kolejny, chwytliwy o tej porze roku świąteczny tytył (serial). Nie, że narzekam ^^ - lepsze to niż halloweenowe horrorki ;).
Pierwszy sezon to tylko osiem króciuteńkich (jak w anime) odcinków. Razem dają jednak prawie cztery godziny w świątecznym Nowym Jorku... Choćby dla samych ujęć - postanowiłam spróbować ^^.
FABUŁA - RÓŻNICE I PODOBIEŃSTWA
Sprawdźmy. Lily, optymistka, zagorzała wielbicielka świąt? Jest, entuzjazm wcielony. Cyniczny Dash, chwilowo ukrywający się przed wszystkimi? Niechętnie, ale obecny. Czy nie cierpi świąt? Bardzo. Czerwony notatnik z wyzwaniami też możemy odhaczyć.
Czy jednak rodzina Lily była już azjatycko-amerykańska? Nie pamiętam... Czy jej brat w książce też miał chłopaka? Czy to Netflix zwyczajowo dorzucił dla reprezentacji?
Też, czy obie rodziny były bogate, czy scenografa poniosło? Przecież nie każdego stać na tak piękne - stylowe i przestrzenne - mieszkania w Nowym Jorku...
I jakie konkretnie były te wyzwania? Filmowe idealnie pasowały mi do reszty. Przy lekturze miałam jednak wręcz przeciwne wrażenie. Co tam było?
Zerknęłam jeszcze rano na dostępne porównania i naprawdę pełno różnic ludzie wynaleźli... Z całą pewnością mogę jednak stwierdzić, że Joe Tracz uchwycił i rewelacyjnie oddał sedno, ducha tej powieści :).
OBSADA AKTORSKA
I tu mnie Netflix naprawdę zaskoczył. Aktorzy (w głównych rolach Midori Francis i Austin Abrams) byli po prostu kapitalnie dobrani do postaci. Do tego dosłownie wszyscy sprawili się świetnie!
Całość wręcz oczarowała mnie naturalnością - powiedzmy szczerze, nietypową dla amerykańskich produkcji Netflixa. Jak to dobrze, że twórcy serialu nie zepsuli wszystkiego typowo sitcomowym humorem!
Moją uwagę zwróciły zwłaszcza postaci drugoplanowe. Energiczny Dante Brown, z zaraźliwie radosnym uśmiechem, jako najlepszy przyjaciel Dasha. Pełna ekspresji Jodi Long, jako ekscentryczna, szykowna wróżka chrzestna ciotka Lily. James Saito jako przekonujący surowy, ale kochający dziadek.
Co ciekawe, serial wyprodukowała firma Nicka Jonasa, więc sam Nick też się w nim gościnnie pojawił.
ZDJĘCIA, SCENOGRAFIA I KOSTIUMY
Tu też jestem pod wrażeniem. Pomijając zgodność z książką, wyszło im to po prostu cudnie. Jak przegląd perfekcyjnych, nasyconych kadrów z Instagrama. Inspirująca scenografia (te wnętrza!), nastrojowe oświetlenie, książki, peeełno książek :D, barwne, dobrze dobrane kostiumy (wiecie, takie podkreślające charakter postaci) i jeszcze ten Nowy Jork w zimie... Bajka. Co tu więcej mogę dodać?
OPRAWA MUZYCZNA
Muzyka w tle była oczywiście świąteczna. Daję tu kolejny duży plus - za utrzymanie równowagi. Melodie nie były przytłaczające. Subtelnie, a skutecznie podkreślały nastrój scen.
OGÓLNE WRAŻENIA
Jak dla mnie, to lepiej tej książki nie mogli zekranizować. Przyznam nawet szczerze, że bardziej spodobał mi się serial!
Jestem zwłaszcza pod wrażeniem artystycznych ujęć i ogromu pracy, jaką w swoje postaci włożyli dosłownie wszyscy aktorzy. Co ciekawe, według Buzzfeed, Midori i Austin dla większej chemii na ekranie nawet wymieniali się na serio swoim własnym notatnikiem (spalili go po zakończeniu nagrań ;) ).
Naprawdę, trzeba pogratulować twórcom serialu - bo wyszedł im wyjątkowy, cudnie leciutki, ciepły i nastrojowy. Do tego dużo bardziej spójny niż ta powieść.
Jak nic będzie hit grudnia! Podobno zastanawiają się już nawet nad drugim sezonem. Ma to rację bytu, bo w sumie jest też druga książka. Kontynuacji nie wróżę już jednak takiego sukcesu.
Podsumowując, gorąco polecam. Nie ma na co czekać! Jeśli tylko szukacie czegoś przyjemnego, lekkostrawnego do obejrzenia - warto dorzucić do listy :).
Dziękuję za bardzo ciekawą propozycję. Dopisują do swojej listy na czas świąt.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że zapewne jako jedna z nielicznych konsumentek kultury popularnej nie rozumiem fenomenu świątecznych odcinków, seriali i książek. No nie ciągnie mnie do nich ani trochę...
OdpowiedzUsuńUwielbiam Netflix ☺
OdpowiedzUsuńJa na razie próbuję sobie tam znaleźć "swoje" tytuły.
UsuńKsiążkę czytałam dawno temu, ale na pewno skuszę się na serial :)
OdpowiedzUsuńSerial był jak dla mnie lepszy niż książka :).
UsuńPierwsze słyszę o książce i serialu, ale chyba się skuszę na ich poznanie, bo szukam teraz pozycji lekkich, przyjemnych i niewymagających :)
OdpowiedzUsuńSerial był naprawdę fajny ^^.
UsuńNie słyszałam wcześniej o tym serialu ale chętnie obejrze ;)
OdpowiedzUsuńPolecam, sympatyczny tytuł :).
UsuńRaczej się nie skuszę, bo nie przepadam za takim klimatem w serialach.
OdpowiedzUsuńOstatnio nie mogę nic znaleźć na Netflixie. Nic mnie nie ciekawi
OdpowiedzUsuńO zaskoczyłaś mnie ^^ ja mam jakieś złe wrażenia po serialach Netflixa - jakoś zawsze mnie zawodziły ale może jeszcze kiedyś dam mu szanse :)
OdpowiedzUsuńTeż mnie właśnie zaskoczył. Większość oryginalnych Netflixa jakoś do mnie nie trafia - a ten tak. Mega standardowy, ale taki przyjemny w odbiorze :).
Usuń