Czyli ciąg dalszy mojego mini-maratonu o Chinach. W jego ramach pojawi się jeszcze recenzja "Made in China" Cessanisa, ale akurat na tę nowość muszę jeszcze chwilkę poczekać TT-TT.
Nad zakupem "Chin od góry do dołu" - autorstwa poznańskiego wykładowcy angielskiego i pasjonata podróży - wahałam się naprawdę długo. Pewnie dlatego, że zasłyszane opinie były przedziwnie sprzeczne i niekoniecznie pozytywne. W końcu jednak zaufałam powszechnie lubianej serii - barwnemu "Poznaj Świat" Bernardinum - i dałam się skusić. I dobrze! Rzeczywiście, była to mocno nietypowa lektura, ale zdecydowanie warta poświęconego czasu :).
Skrótowo rzecz ujmując, "Chiny od góry do dołu" to luźny zbiór wspomnień i przemyśleń Autora z dwuletniego pobytu w Chinach. Czytelnik odnajdzie w nim zarówno fragmenty o pięknie chińskiej natury, typowych i nietypowych obiektach do zwiedzenia, czy o nieraz egzotycznym dla nas jedzeniu, jak też i poważniejsze - o codziennym życiu mieszkańców, zwłaszcza mniejszości etnicznych, ich światopoglądach oraz trudnej historii i skomplikowanej rzeczywistości Państwa Środka. Wszystko to - często i gęsto okraszone bardzo, bardzo subiektywnymi uwagami Autora.
Lektura zaczyna się od kuszącej przedmowy, w której Marek Pindral zaprasza czytelników do wspólnej podróży.
"Arabskie porzekadło mówi, że każdą podróż odbywamy zawsze trzy razy - najpierw, kiedy ją planujemy, potem, będąc już w drodze i na koniec, wspominając."
Taki wstęp - rzecz jasna - z powodzeniem wzbudza apetyt na resztę książki. Jako osoba z natury podejrzliwa, poczułam jednak też i ździebko niepokoju, gdy Autor zaczął się na zapas tłumaczyć ze... swojego stylu.
"Będzie jak stół, który w Państwie Środka zastawia się wieloma potrawami. Czasami będą słodkie, a czasami kwaśne. Owe opowieści będą też często jak chińskie pudełko - czytasz jedną, a w niej kryje się następna, a czasami jeszcze jedna."
Przyznam - ujął to iście poetycko - ale ile sił mnie to potem kosztowało, żeby się do tego jego "stołu" przyzwyczaić! Ile siwych włosów! Bo pan Marek pisze świetnie - lekko, przystępnie, humorystycznie, plastycznie..., ale jakby zupełnie nie może się skupić!
Jego uwaga bezustannie skacze z tematu na temat. Tam i z powrotem! Wszystkie skrawki informacji, które uznał za interesujące, o ludziach, których poznał, z którymi się zaprzyjaźnił, o zapierających dech w piersiach miejscach, o przykładach ludzkiego okrucieństwa, obojętności, czy selektywnego współczucia, o ludzkiej podatności na manipulację... i tak dalej... i tak dalej... - wszystko to zostało poszatkowane, wrzucone do tej książki jak do woka, i na dobitkę porządnie przemieszane. W efekcie, całość wyszła niemalże tak zakręcona, jak chińska rzeczywistość!
Jego uwaga bezustannie skacze z tematu na temat. Tam i z powrotem! Wszystkie skrawki informacji, które uznał za interesujące, o ludziach, których poznał, z którymi się zaprzyjaźnił, o zapierających dech w piersiach miejscach, o przykładach ludzkiego okrucieństwa, obojętności, czy selektywnego współczucia, o ludzkiej podatności na manipulację... i tak dalej... i tak dalej... - wszystko to zostało poszatkowane, wrzucone do tej książki jak do woka, i na dobitkę porządnie przemieszane. W efekcie, całość wyszła niemalże tak zakręcona, jak chińska rzeczywistość!
ilustracja wykonana w Canva |
Pewnie dziwicie się teraz, że jestem zadowolona z zakupu. W końcu, nieraz pisałam, jak ważny jest dla mnie przejrzysty, logicznie uporządkowany układ tego, co czytam. A ta książka z powodzeniem mogłaby służyć w słownikach jako przykład strumienia świadomości! Co więc ratuje ją w moich oczach?
Po pierwsze, klimat! Wspomniane już połączenie obrazowości i lekkiego, bezpośredniego humoru, które czyni nas nie tylko biernymi obserwatorami - ale też i towarzyszami w podróży. Na dodatek, zabieg ten skutecznie zmniejsza dystans pomiędzy pisarzem a czytelnikiem i sprawia, że nie sposób pana Marka nie polubić :).
Po drugie, nastawienie Autora, który z całych sił starał się poznać Chiny i ich mieszkańców. Który w swojej podróży do Państwa Środka stawiał na otwartość, co nieraz kosztowało go wiele, wiele energii, a efekty i tak bywały różne ;).
Na koniec, wbrew całemu temu szaleństwu - w miarę równomierne tempo. Sama nie mam pojęcia, jak mu się to udało osiągnąć :D.
Podsumowując, "Chiny od góry do dołu" to fascynujący, płynący prosto z serca - literacki bałagan. Zarówno irytujący, jak i cudnie zaskakujący - ocenę, czy warto zmierzyć się z tym chaosem i wybrać się w nieznane z Markiem Pindralem - pozostawiam każdemu z Was z osobna ;). Bez dwóch zdań - to najtańszy bilet do Chin na rynku :D.
Po pierwsze, klimat! Wspomniane już połączenie obrazowości i lekkiego, bezpośredniego humoru, które czyni nas nie tylko biernymi obserwatorami - ale też i towarzyszami w podróży. Na dodatek, zabieg ten skutecznie zmniejsza dystans pomiędzy pisarzem a czytelnikiem i sprawia, że nie sposób pana Marka nie polubić :).
Po drugie, nastawienie Autora, który z całych sił starał się poznać Chiny i ich mieszkańców. Który w swojej podróży do Państwa Środka stawiał na otwartość, co nieraz kosztowało go wiele, wiele energii, a efekty i tak bywały różne ;).
Na koniec, wbrew całemu temu szaleństwu - w miarę równomierne tempo. Sama nie mam pojęcia, jak mu się to udało osiągnąć :D.
Podsumowując, "Chiny od góry do dołu" to fascynujący, płynący prosto z serca - literacki bałagan. Zarówno irytujący, jak i cudnie zaskakujący - ocenę, czy warto zmierzyć się z tym chaosem i wybrać się w nieznane z Markiem Pindralem - pozostawiam każdemu z Was z osobna ;). Bez dwóch zdań - to najtańszy bilet do Chin na rynku :D.
Mnie raczej nie kusi ta książka.:)
OdpowiedzUsuńStyl, czy tematyka? ;)
UsuńTematyka. 😊
UsuńDobrze opisane, z dużą ilością ciekawych informacji - rzeczywiście można się poczuć, jak gdyby podróżowało się po Chinach bez ruszania z ulubionego fotela. To chyba najważniejsze w tego typu książkach, o swoich przeżyciach trzeba umieć napisać interesująco, nie dyletancko, a przede wszystkim bez spoglądania z góry na kulturę, w której nie zawsze łatwo się odnaleźć.
OdpowiedzUsuńPewnie! Od razu widać, kiedy autor zabiera się do pisania a zupełnie nie spróbował nic tak naprawdę poznać i zrozumieć - tak jak piszesz, zwykle wtedy spogląda "z góry", za bardzo upraszcza i po prostu zniekształca. Wystarczy zobaczyć na powszechność motywu "szlachetnego dzikusa"! Zupełne sprowadzanie do egzotyki to też w pewien sposób dyskryminacja. Marek Pindral na szczęście nie należy do tego typu podróżników :).
UsuńW te wakacje lecę do Chin, więc przejrzałam/przeczytałam ostatnio kilka tytułów o podobnej tematyce. Najlepiej zapamiętałam Za Chiny ludowe, może przez ten pomysłowy tytuł z grą językową. (Tak, wiem, że pisałaś też o tej pozycji, czytałam i tamten wpis - bardzo ciekawy i pomocny, bo nie wszystkie książki były mi znane). Druga część, ta bardziej smutna (czy też melancholijna), szczególnie przypadła mi do gustu. Taka walka z czasem.
OdpowiedzUsuńMoże i na powyższą pozycję znajdę czas przed wyjazdem (albo po) :) Bardzo ładnie ją opisałaś, zwłaszcza swoje reakcje i odczucia.
Uściski!
Ale zazdroszczę! Chętnie zobaczyłabym fotorelację na Twoim blogu :). W każdym razie, jakbym potem zapomniała - udanej podróży! Ja tymczasem sobie palcem po mapie pojadę ;) z "Made in China", co właśnie do mnie dotarło :).
UsuńOj, nie wiem, nie wiem, nie wrzucam zdjęć ze mną do sieci. Zobaczymy ;) Może kiedyś się przełamię.
UsuńMyślałam o czymś w stylu moich fotorelacji, jak o Wrocławiu :)
Usuńhttp://stronapostronie2017.blogspot.com/2017/07/wrocaw-fotorelacja-z-wycieczki.html
O, dwa tygodnie temu byłam we Wrocławiu, piękne miasto. Ale to chyba jedyne miejsce, w którym fotografowałam takie drobiazgi jak krasnoludki, zazwyczaj proszę kogoś o zrobienie mi pamiątkowego zdjęcia w paru miejscach, i tyle. Robię niewiele zdjęć, pewnie dlatego są niezbyt udane. Oczywiście mam przy tym nadzieję, że te z książkami już tak nie straszą jak pięć lat temu ;)
UsuńŻartujesz?! Jakie "straszą"? Bardzo mi się podobają. Ale ogólnie ze zdjęciami to fakt - im więcej się ich robi, tym więcej się fajnych trafia ;).
UsuńDzięki, dobrze wiedzieć :) O zdjęciach raczej nikt nie pisze, a ja wciąż pamiętam, jakie zaciemnione potworki wstawiałam w 2012 roku ;) Teraz też czasem widzę złą perspektywę, światło itp., ale staram się z tym walczyć. Jak wyjdzie mi ładne zdjęcie, zwykle potem okazuje się, że jednak nie będę tej książki opisywać ;)
UsuńCiekawy i fajny wpis :-)
OdpowiedzUsuń