Michael Booth - "Istota ryżu. O duszy japońskiego jedzenia" (Wydawnictwo PWN)
(a także aktualnie niedostępne "Sushi i cała reszta" (Wydawnictwo PWN) )
Ostatnio, dzięki wydawnictwu PWN, w moje łapki wpadło kolejne dzieło Michaela Bootha - brytyjskiego kucharza i autora książek podróżniczo-kulinarnych oraz jednego z moich ulubionych narratorów :). Część z Was na pewno skojarzy to nazwisko z często i gęsto przeze mnie polecanym "Sushi i całą resztą". Taką perełką o Japonii, Japończykach i ich specyficznej kuchni, czyli, jak się za chwilkę przekonacie, dokładnie o tym samym, co "Istota ryżu".
Fragment okładki "Istoty ryżu" Wydawnictwa PWN Wyjątkowo minimalistyczny projekt, ale patrząc japońskim okiem - także i pełen treści. |
Książki te łączy zatem nie tylko postać Bootha, ale też i tematyka. Jaki jest dokładnie związek między nimi? "Sushi (...)" to zapis z pierwszej, trzymiesięcznej wyprawy Autora do Japonii, a "Istota ryżu" - z drugiej najdłuższej, już po bodajże dziesięciu latach. Oba tytuły są zbiorami tematycznie ułożonych artykułów, utrzymanymi w analogicznym stylu i na porównywalnym poziomie. Można je traktować zarówno jako pierwszą i drugą część, albo jako zupełnie samodzielne, alternatywne lektury.
Co lekko mnie w tej sytuacji zdziwiło - pomimo jednego wydawnictwa, te niemalże bliźniaczo podobne pozycje różnią się fizycznymi rozmiarami! "Sushi (...)", które należy do serii "Bieguny", jest tak z pół centymetra niższe, z centymetr węższe... Drogie wydawnictwa, proszę nie róbcie czegoś takiego molom książkowym... ;). (Chyba, że szykuje się nowy nakład "Sushi (...)" w pasującej oprawie ^-^ ?)
Jak wspomniałam, obie książki składają się z wielu teoretycznie niezależnych od siebie rozdziałów. Nie są to jednak teksty istniejące w pustce - zawsze łączy je choć parę motywów, a na dodatek płynnie przechodzą jeden w drugi. Podział ten wprowadza zatem ład i przejrzystość bez efektu brutalnego przerywania lektury - co inni autorzy robią nieraz z subtelnością prostych jak od linijki granic na politycznych mapach ;).
Każdy artykuł ma w sobie jakiś inny haczyk dla przyciągnięcia uwagi, coś koniecznie związanego z jedzeniem - największą pasją Autora. Jak np. dieta zapaśników sumo, modne teraz ramen, coraz szerzej używane przez cukierników (i nie tylko ;) ) yuzu, czy jeżowce i inne owoce morza. Nie jest to jednak coś, co ogranicza Autora. Michael Booth jest wręcz zafascynowany Japonią i chociaż jej nie idealizuje - z niemalże czułością pochyla się nad wszystkim co japońskie.
"W tym kraju jest niewiele miejsc, o ile w ogóle jakieś są, których nie uważam za interesujące, niewiele ulic, którymi idąc, nie znajdę czegoś, przy czym się zatrzymam."Jego uwaga płynnie przechodzi od wybranego dania, czy produktu, przez cały łańcuch - od źródła składników aż do końcowego klienta. Fascynują go przy tym zwłaszcza pracujący na każdym etapie ludzie, ich sposób życia, (w "Istocie Ryżu") etyka rzemieślnicza, mentalność ich społeczności,
"Ten sześćdziesięciodwulatek uprawia nori tak samo jak wcześniej jego ojciec. (...) Z potężnymi, umięśnionymi rękoma i krótko ostrzyżonymi włosami Shimanaka przypomina raczej emerytowanego boksera, ale życie spędził na sadzeniu, zbieraniu i suszeniu nori podczas przenikliwie zimnego sezonu zbierania wodorostów (...), kiedy to pracował po dwadzieścia godzin na dobę."a nawet specyfika regionów i dotyczące ich różnego typu ciekawostki, w tym historyczne.
"W Japonii jest osiem amerykańskich baz wojskowych, rozmieszczonych na całej długości kraju, od Okinawy po Hokkaido. Mieszka w nich około pięćdziesięciu tysięcy wojskowych, czterdzieści tysięcy członków ich rodzin oraz pięć tysięcy amerykańskich pracowników cywilnych (...). Nie mam w tej sprawie konkretnego zdania - właściwie to nie moja sprawa - ale uważam to za dość zdumiewające, że Japonia do dziś jest nadal w pewnym sensie krajem okupowanym."Warto podkreślić, że nie jest to jakaś powierzchowna pisanina. Dzięki wieloletniej wytrwałości, wręcz czystemu uporowi - jemu naprawdę udało się w tej kulturze "zatopić". Co więcej, Booth jest znany w Japonii (np. sporą popularnością cieszy się - chwilami absurdalna - kreskówka o jego przygodach), co daje mu dostęp do wielu miejsc i osób zwykle nieprzychylnych zagranicznym pisarzom. Ba! O tym, co opisuje, bez znajomości japońskiego, często nie przeczytamy nigdzie indziej.
Jeśli dodać do tego jeszcze rodzinne anegdoty (Booth na obie wyprawy wybrał się z żoną i dwoma synami), te książki wręcz pękają w szwach od treści. Całość nie stwarza jednak przytłaczającego wrażenia, ponieważ struktura obrana przez Autora pozwała na dowolne dozowanie lektury.
Zresztą, jego styl już sam w sobie jest wręcz niesłychanie przyjemny w odbiorze. Taki lekko humorystyczny i plastyczny. Z łatwością angażuje wszystkie zmysły :) - co uważam za znak rozpoznawczy naprawdę dobrych pisarzy.
"Wącham i czuję delikatny zapach morskiego powietrza. Odrywam kawałek, żeby spróbować. Rozpływa się na języku, zostawiając słodki, prażony, słonawy smak. W przeciwieństwie do nori, do którego jestem przyzwyczajony, nie zbija się w masę, nie przykleja do zębów i nie ma gorzkiego posmaku. To najlepszy, najdelikatniejszy i najpyszniejszy arkusz wodorostów, jaki kiedykolwiek jadłem (...)."
"Wybieramy lunch z jadalnego akwarium - abalone zwijające się z oburzeniem w odwróconych muszlach; drgające lśniące krewetki; przegrzebki z jaskrawo pomarańczowymi lub fioletowymi muszlami, które otwierają się powoli, jakby patrzyły na świat spod przymrużonych powiek, a potem zamykają z poirytowanym sykiem; oraz ostrygi i ślimaki morskie wielkości pięści."Jakbym miała wybrać pomiędzy "Sushi (...)" a "Istotą ryżu" - wskazałabym to pierwsze. Raczej nie byłby to wybór lepszego wykonania, a nieco innej tematyki - powiedzmy - bardziej odpowiedniej dla mojego słabego żołądka ;). Poza tym, w "Sushi (...)" dzieci Autora były jeszcze malutkie, co uczyniło całą opowieść nieco cieplejszą. Jak najlepszy rodzinny film dokumentalny, czy filmy o malarstwie Boba Rossa :D.
"Istota ryżu" zachowała w sobie dużo z tego ciepła, ale nie było to już to samo. Z innej strony, w "Sushi (...)" narracja była lekko zbyt melodramatyczna, a humor nieco za brytyjski, co zostało stonowane w drugiej książce.
Ogólnie, przed lekturą, przewidywałam, że w "Istocie ryżu" Autor z oczywistych przyczyn przedstawi dojrzalsze, jakby głębsze spojrzenie. Częściowo się to sprawdziło, co widać w większym skupieniu na aspektach środowiskowych, a także zmieniających się upodobaniach kulinarnych Japończyków (zanikające zdrowsze, tradycyjne dania, zamykane firmy...). Autor próbował też podjąć wątek przekazania najlepszych z japońskich wartości synom i ich wejścia w dorosłość. Jakoś mnie tym jednak nie poruszył.
Co jeszcze nie do końca przekonało mnie w "Istocie ryżu"? Na pewno za długi, nudny wstęp - po prostu nie przyciągający uwagi i nie oddający naprawdę niesamowitego stylu Autora.
Dalej - rozdział, w którym Autor wręcz pastwi się nad japońskim curry - ten, co wzbudził liczne dyskusje wśród zagranicznych czytelników. Co prawda, nie uważam jak niektórzy, że jest "ofensywnym" przykładem "brytyjskiej arogancji białych". Jak to widzę, Autor po prostu naprawdę nienawidzi japońskiej wersji curry z ryżem. Jednak jako pisarz-podróżnik, którego znakiem rozpoznawczym jest szacunek do innych kultur i otwarta postawa - mógłby tu trochę okiełznać kulinarne emocje. Choćby po to, żeby nie wzbudzać aż tak negatywnych skojarzeń. Zwłaszcza, że jest osobą, której nie straszne są nawet herbaty z odchodów, czy wieloletnie, zgniłe ryby ;).
Jeszcze z kwestii wydawniczych, raczej takie drobnostki. Parę literówek (połknięte samogłoski), co trzeba by poprawić w następnym wydaniu i forma zapisu grzecznościowych końcówek przy nazwiskach. Nie wiem, czy tak też było w oryginale, ale np. Mizutanisan zamiast popularniejszej formy Mizutani-san - wydaje mi się jakoś takie niezgrabne. Poza tym, wielkie brawa dla tłumacza, Magdaleny Rabsztyn, której kolejny już raz udało się zachować lekkość stylu Bootha.
Podsumowując, obie pozycje gorąco polecam, w sumie w dowolnej kolejności. Mam nadzieję, że Wydawnictwo PWN zdecyduje się na wznowienie "Sushi (...)", bo aktualnie ciężko jest już tę książkę zdobyć. Chociaż na rynku jest wiele podróżniczo-kulinarnych tytułów (z czego już sporo przeczytałam :) ) - te są naprawdę wyjątkowo udane i zasługują na miejsce w kolekcji każdego wielbiciela Kraju Kwitnącej Wiśni :).
Fajnie, że Ci się podobało, ale jeśli o mnie chodzi, nie są to moje klimaty. 😊
OdpowiedzUsuń"W tym kraju jest niewiele miejsc, o ile w ogóle jakieś są, których nie uważam za interesujące, niewiele ulic, którymi idąc, nie znajdę czegoś, przy czym się zatrzymam."
OdpowiedzUsuńTen cytat jest wspaniałym opisaniem tego, co zawsze będąc w Japonii odczuwam:)
Właśnie dostałam tę książkę od taty na Dzień Ojca (dlaczego? nie wiem, ale darowanemu koniowi itd.;P) i za niedługo zabieram się za podróż po ryżu i nie tylko. Co prawda japońskie curry uwielbiam, więc ten rozdział może sobie daruję;)
Ja przyczepilibym się jeszcze do transkrypcji, która jest bardzo niespójna. -san, o którym już pisałaś, ale i nazwy własne, które raz są zupełnie spolszczone (Nagoja bardzo boli moje oczy), a w innym przypadku nie, bardzo to rzuca się w oczy.
W każdym razie na lekturę już się cieszę, bo nigdy za dużo wiadomości o jedzeniu;)
O tej transkrypcji możliwe, sama aż tak na to nie zwróciłam uwagi. Faktem jest, że książka pęka w szwach od treści, to i więcej rzeczy w redakcji mogło im umknąć. Mam nadzieję, że poprawią przy następnym wydaniu :).
UsuńKurcze nudny wstęp chyba by mnie zniechęcił :D
OdpowiedzUsuńDlatego tutaj akurat uważam, że lepiej go w ogóle pominąć. Reszta jest na zupełnie innym poziomie!
UsuńCo na pewno by cię w tej książce zainteresowało - taki cytrus, owoc yuzu. Podobno coraz modniejszy, też w kosmetykach <3. Już z samego opisu zapachu bym chętnie całą serię takich pachnidełek wykupiła :).
UsuńNiestety to nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńJaponia nie pociąga mnie w jakiś szczególny sposób. Dopiero w tamtym tygodniu byłam w restauracji i jadłam pierwszy raz w życiu prawdziwe suszi więc myślę że jeszcze długa kulinarna podróż przede mną ;>
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś sięgnę po tę książkę 😊 nie są to do końca moje gusta, ale przecież literatura jest po to, żeby poszerzać horyzonty 📖
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Z chęcią bym poczytala☺
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to książka nie dla mnie :D
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe pozycje! :) Myślę, że zaciekawią nie tylko amatorów sushi i japońskiej kuchni ;)
OdpowiedzUsuń